Back to home
Bez kategorii

Sześć typów elegantów, którzy nie trafiają w sedno

Prowadząc dość rozbudowaną działalność publiczną często stykam się z różnymi osobami zainteresowanymi elegancją. Mamy okazję porozmawiać na żywo i w Internecie…Co ciekawe, choć w Internecie często muszę mierzyć się z krytyką, przy spotkaniach na żywo nigdy nie zdarzyło mi się, żeby ktoś powiedział mi to, co dość często zdarza mi się czytać online (najczęściej —> proszę schudnij, wyglądasz jak dziadek, nosisz na sobie rekonstrukcje historyczne itp.). Niemniej, będąc osobą głęboko zainteresowaną psychologią ubioru, z przyjemnością rozmawiam ze wszystkimi adeptami sztuki noszenia ubrań i zastanawiam się często, co myślą i czują. Dzisiaj piątek, czas na relaks, więc chciałbym zaproponować Wam klasyfikację spotkanych przeze mnie elegantów, którzy według mnie nie trafiają w samo sedno. Wszystko oczywiście z przymrużeniem oka 😉

sklep_miler_manekin

1. Elegant napinator

Facet z zasadami. Nie ustalił ich żyjąc własnym życiem, tylko wyczytał w książce lub Internecie i stosuje na oślep. Napinator uważa, że wie wszystko i gotów jest zaatakować każdego, kto odważy mu się sprzeciwić. Przypomina dalekiego wujka spotkanego na imieninach, który upiera się, że Jack Daniel’s to najlepsza whiskey na świecie. Wie, bo był w destylarni. Innych nie pił, bo po co…

2. Elegant rekonstruktor

Jego filozofia polega na tym, że kiedyś było lepiej. Przekonany, że jesteśmy właśnie świadkami ostatecznego upadku zasad moralnych i obyczajowych, odwołuje się do tych najbardziej ortodoksyjnych, nie przejmując się faktem, że całkowicie utraciły kontekst społeczny. Uważa, że tweedowa marynarka nadaje się tylko na polowanie, a do opery idzie we fraku, nie zważając na fakt, że oprócz dyrygenta i członków orkiestry tylko on ma go na sobie.

3. Elegant narcyz

Nie nosi ubrań, żeby wyrazić siebie, tylko żeby zaimponować innym. Pragnie być podziwiany i nawet najdelikatniejsze otarcie się o temat jego wyglądu skutkuje rozbudowaną opowieścią o tym, dlaczego uważa, że jest ubrany świetnie. Na zainteresowanie rozmówcy nie zważa. Dba nie tylko o ubranie, ale też o siebie i stara się tym emanować. Bywa świetnie ubrany, ale nieświadomie robi wrażenie osoby mającej do zaoferowania tylko wygląd, a to trochę mało na więcej niż kwadrans rozmowy. Elegantowi narcyzowi warto zaproponować parafrazę sławnego cytatu Margaret Thatcher: Być eleganckim to jak być damą – jeśli musisz zapewniać wszystkich, że nią jesteś, to nie jesteś.

4. Elegant niepewny

Zwykle w głębi serce jest też elegantem napinatorem, który uczy się zasad, aby łatwiej było mu znieść rzeczywistość. Wykucie ich na blachę pozwala mu poczuć się pewniej, jednak nie pomaga w dojściu do ładu z ubraniem. Nie wie o tym, że o noszonym ubraniu trzeba zapomnieć, żeby móc wyglądać dobrze, więc w rozmowie nieustannie poprawia poszetkę, szarpie za mankiety, żeby te wystawały mu z marynarki, dociąga krawat i dba o to, żeby koszula na pewno była w spodniach. Ubranie nie służy mu do wyrażenia siebie tylko do zatajenia przeszywającej go niepewności. W przeciwieństwie do innych typów elegantów, elegant niepewny ma szansę wyjść na prostą, pod warunkiem, że dowie się, kim był Hardy Amies i dlaczego powiedział, że mężczyzna powinien wyglądać jak ktoś, kto kupuje ubrania rozsądnie, zakłada je z uwagą, a potem całkowicie o nich zapomina.

5. Elegant oryginał

Szanuje elegancję, ale czuje się źle, kiedy nie ma na sobie ubrań krzykliwych lub wyróżniających się w sposób ewidentny. Podwójną butonierkę obszytą nitką kontrastującą z tkaniną uważa za wyróżnik stylu, lubi koszule z podwójnymi kołnierzykami i uważa, że najlepsze buty produkują znane marki designerskie. Zwykle jest osobą zamożną i przymierzał nawet buty marki Crockett & Jones, kiedy był w Londynie (bo często bywa), ale jednak uznał, że nic nie jest tak wygodne, jak mokasyny Louis Vuitton. Nie stroni od ubrań silnie brandowanych. T-shirt z logo projektanta na całą pierś pod opisywaną casualową marynarką to dla niego świetny zestaw na piątkowy wieczór.

6. Elegant utajony

Eleganta utajonego nie poznałem nigdy osobiście. Wiem jednak o ich istnieniu z Internetu. Elegant utajony to ktoś, kto pod zdjęciem dowolnego zestawu aspirującego do miana eleganckiego lub stylowego dodaje komentarz  w stylu „szmira”, „przesadzone”, „założyłbym ciemniejszy krawat”, „z tą poszetką okropnie”. Czasem dla sportu klikam w zdjęcie profilowe takiego znawcy chcąc poznać arkana i głębię jego stylu, jednak najczęściej okazuje się, że muszę obejść się smakiem, ponieważ elegant utajony publicznie nosi bluzę z kapturem lub t-shirt i obuwie sportowe co, jak rozumiem, jest dla niego kwintesencją brytyjskiego „understatement”.

Oczywiście są też eleganci, którzy trafiają w samo sedno i zawsze wyglądają wspaniale. Udaje im się to dzięki rozbudowanemu poczuciu estetyki, którego używają z precyzją i w odpowiedniej dawce, jednocześnie zachwycając innych i inspirując ich do pracy nad swoim wizerunkiem. Gianni Fontana powiedział mi kiedyś You either have style, or you don’t. I to prawda –  do czołówki nie można wejść przez zabiegi konceptualne. Można jednak zrobić wszystko, aby nie być żadnym z sześciu opisanych powyżej typów „mistrzów świata w noszeniu krawata”. Do przemyślenia przez weekend 🙂

Znacie jakieś inne typy elegantów?



Nowa kolekcja garniturów i marynarek od Miler Menswear jest już dostępna w sklepie internetowym! Kliknij w poniższy baner, aby zobaczyć nowe modele! Kolekcja jesień-zima 2020/2021
Dodał Tomek , 10 czerwca 2016
  • 20
Komentarze ( 20 )
  • Mikołaj
    10 czerwca 2016

    Pięknie opisane. Co więcej, odnajduję w tym siebie jako „Eleganta utajonego” – czyli jest jeszcze dla mnie jakaś nadzieja ? 😀 Fajnie, zwięźle i pamiętajmy tylko ,że dzisiaj wyznacznikiem sukcesów nie jest liczba fanów, a liczba hejterów ! Także ,tego – węgorza w łóżku ? Tak to kiedyś było na profilu ? 😉

  • Piotr Deptuch
    10 czerwca 2016

    Może ci ludzie nie trafiają w sedno, ale Ty trafiłeś z tym artykułem w sam środek 😉

    Uwielbiam patrzeć jak ludzie zakładają eleganckie ubranie i czują się w nim jak na balu przebierańców. Od razu ich mowa ciała zmienia się na bardziej elegancką niż na co dzień – wygląda to dosyć karykaturalnie.

    PS. Jutro mam wesele przyjaciela, a wczoraj mierzyłem garnitur i okazało się że „nogi mi urosły” – odstają kieszenie 🙁
    Dobrze, że portfel od Ciebie nie wypycha mi kieszeni (ma niemal rok i jestem nadal nim zachwycony!)

    PPS. Na szczęście w marynarce wszystko wygląda znośnie i jakoś dam radę… ale fakt faktem, że trzeba zamawiać nowy garnitur. Lepsze to niż chudnięcie 😉

    Miłego dnia,
    Piotrek Deptuch.

    • tomek
      10 czerwca 2016

      Tak, tak „rosnące nogi” to bardzo poważny problem i zagrożenie dla dopasowania spodni sartorialistów 🙂 Powodują rozchylanie kieszeni i ryzyko ataku kieszonkowców 😉

  • Marcin
    10 czerwca 2016

    Mnie najbardziej boli, że aby się elegancko ubierać trzeba też posiadać jako taki status społeczny, tudzież prace o sprecyzowanym dress cod-zie. Ja wykonuje zawód, który nijak ma się do eleganckiego ubioru więc ani w pracy ani poza nią ubieranie się w marynarkę w moim otoczeniu już jest overdressed. A przyznam, że fascynuje mnie świat kultury wyższej i nie tylko pod względem ubioru.

    • Paweł
      10 czerwca 2016

      Właśnie że nie. W pracy wystarczy dostosować się do innych pracowników, ale jeśli masz tylko możliwość poza pracą, to czemu nie ubrać się elegancko? I nie, elegancja nie musi kosztować, „normalny” człowiek ubrany elegancko nie będzie zaglądał do portfela.

      • F
        10 czerwca 2016

        Może i elegancja nie musi kosztować(bo to kwestia w zachowania), ale jakość już kosztuje. Wystarczą ceny w sklepie autora blogu jako dowód(proszę nie odebrać tego jako złośliwą uwagę). Kolejnym przykładem może być sprzęt do turystyki – można zdecydować się na substytut,ale to nie będzie to samo. Wyższa jakość w moim przekonaniu też starcza na dłużej.
        Ja przyjąłem założenie, żeby stopniowo rozbudować „kolekcję” i w miarę sposobności szukać okazji na eleganckie wyjście.

        • tomek
          10 czerwca 2016

          Niestety to prawda. Stylu nie można kupić, trzeba go mieć. Z jakością jest odwrotnie 🙂

    • tomek
      10 czerwca 2016

      Jeśli czujesz, że chcesz nosić bardziej eleganckie ubrania, nic i nikt nie powinno stanąć Ci na przeszkodzie. W niektórych branżach to może utrudniać (choć w znacznej większości ułatwia), ale nie wyobrażam sobie żeby ubranie mogło zniszczyć przyjaźń. Jeśli ktoś odpadnie z Twoich znajomych przez to, że masz marynarkę, to znaczy tylko tyle, że jest ona doskonałym filtrem na fałszywych znajomych 🙂 Kiedy zacząłem nosić garnitury chodziłem w nich na siłownię i do szkoły sztuk walki gdzie moi koledzy, głównie bramkarze z klubów i ochroniarze, patrzyli na mnie dziwnie, ale liczyło się tylko to co dzieje się na macie, a nie kto nosi wiedenki, a kto Air Maxy 😉 Zmieniaj się jeśli masz ochotę!

      • Marcin
        10 czerwca 2016

        A jeśli pracuje w tartaku? Marynarka będzie odpowiednia? 😛

        • tomek
          10 czerwca 2016

          Tylko jeśli jest w jodełkę 🙂

        • Łukasz
          11 czerwca 2016

          Przecież do tartaku można chodzić w garniturze. W pracy przebiera się w strój roboczy/ochrony, a po pracy znów w garnitur.
          Aczkolwiek robotnik chodzący do pracy w garniturze to raczej ewenement 🙂
          Chyba, że jest prezesem tartaku…

  • Damian
    10 czerwca 2016

    Jutro też są moje urodziny. Bynajmniej nie pierwsze 🙂

    • tomek
      10 czerwca 2016

      W takim razie zapraszam na drama do MS&S. Podobno na tyłach jest jakiś tajny barek i private stock 😉 … ale ja nic nie wiem 😛

  • Marek
    11 czerwca 2016

    Sprezzatura!

  • dejko
    12 czerwca 2016

    Ja jeszcze znam jeden typ, który można by było określić jako „zasady są od tego by je łamać”. Wie już, że nie nosi się białych skarpet frote do garnituru, ani koszuli z krótkim rękawem do krawata. Wyśmieje i pokaże palcem wszystkich, którzy tak robią. Wie też, że chusteczka do nosa noszona w butonierce wygląda głupio, szelki dziadkowo, a brogsy to sobie kupi jak skończy 55 lat, bo nie wcześniej. Jest na bieżąco w modzie męskiej, toteż ma nowiutki, kłusy garnitur w kolorze kobaltowym z wąskimi klapami. Na uwagę, że brązowe buty do czarnego garnituru na wesele, to tak średnio pasują stwierdza, że „zasady są od tego by je łamać” oraz, że „to ubranie jest dla ludzi, a nie na odwrót”.

  • Kamil
    6 lipca 2016

    Jeśli chciałbym chodzić do pracy w garniturze, a reszta kolegów z pracy nie uznaję takie stroju to naprawdę nie zwracać uwagi na resztę i podążać za własnym stylem? Nie będe czuł się wtedy idiotycznie?

    • tomek
      6 lipca 2016

      Być może niedługo będziesz mieć już lepszą pracę przez garnitur 😉

  • Patryk
    6 lipca 2016

    Z tym „utajonym” to się tak do końca nie zgodzę. Ogólnie rzecz ujmując można lubić oraz interesować się modą elegancką, a na codzień chodzić w dresie. I ilu takich ludzi się znajdzie, tyle przyczyn i motywacji takiego stanu rzeczy. A może taki „elegant utajony” kiedy uzna że jest okazja by ubrać się lepiej, wygląda jak kwintesencja dobrego smaku? A zdjęcia w social media umieszcza tylko np. z wakacji, z wyjścia na piwo ze znajomymi itp? O ile całość wpisu ciekawa, to ostatni typ może (nie musi) być efektem zbyt szybkiej oceny, na podstawie miałkich przesłanek, oraz znakiem pewnej aroganckiej postawy, zakładającej że jak ktoś na fb nie ma zdjęć w 50 garniturach, to nie ma prawa oceniać czy poszetka pasuje do zestawu. A o ile o wywiązaniu się z pewnych zasad ubioru można dyskutować, to o guście już nie (choć przyznaję że Pan Miler ubiera się świetnie)

    • tomek
      6 lipca 2016

      Oczywiście różnie to bywa, ale ja wierzę głęboko, że elegant utajony istnieje 😉
      PS dzięki za miłe słowa!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

tomasz-miler
Autor
Mężczyznom, którzy wyglądają dobrze jest w życiu łatwiej więc chcę żebyś tak wyglądał! Oprócz tego, że piszę o tym bloga, prowadzę pracownię krawiecką i tworzę markę klasycznych ubrań RTW produkowanych w Polsce, Niemczech i Włoszech, którą wspierają moi czytelnicy. Pasjonuje się także whisk(e)y o czym piszę na MilerPije.pl.